Podróż Tam, gdzie kończy się ląd, a morze rozpoczyna ...
To miał być najzwyczajniejszy urlop - zwiedzanie i zasłużony wypoczynek. Kiedy siedzieliśmy nad mapami, przewodnikami, prospektami nie myśleliśmy, że będzie to Wielka Podróż. Wzorem dawnych odkrywców w lipcu wyruszyliśmy tam, gdzie wzrok nie sięga czy raczej tam, gdzie kończy się ląd.
Zdajemy sobie sprawę, że nie jest obecnie wielką sprawą wybrać się jeszcze dalej i dalej, jednak ta - europejska podróż - była dla nas, a zwłaszcza dla naszego Młodego - tą NAJ. Nie tylko dlatego, że dojechaliśmy do końca Europy, ale przede wszystkim dlatego, że co dnia spotykaliśmy na swojej drodze wspaniałe zabytki, największe budowle, najstarsze pomniki, a całości dopełniały najwyższe temperatury i najsmaczniejsze potrawy :)
Po przejechaniu ponad 2000 km upalna - w naszych oczekiwaniach - Hiszpania wita nas grzmotami i chłodem.
Szybko musimy przeorganizować program zwiedzania i licząc na poprawę pogody najpierw zaliczamy Aquarium, gdzie najwięcej czasu spędzamy w tunelu podwodnym obserwując przepływające nad głowami płaszczki i rekiny.
Niestety pogoda nie tyle że się nie poprawiła, a wręcz pogorszyła się - do zimna dołączyła ulewa. Ruszamy biegiem przez ciasne i zatłoczone uliczki starówki, aż docieramy do dwóch wspaniałych kościołów - Santa Maria i San Vincente. A później przemoczeni i zmarznięci zaszywamy się w barze i zajadamy się tapas. Niestety przez kaprysy pogodowe nie udało nam się wspiąć na Monte Urgull, ani poplażować na podobno najpiękniejszej plaży regionu.
Pełni nadziei, że deszcz zostanie tutaj, wyruszamy dalej.
Burgos wita nas pięknym słońcem i temperaturą typową dla wakacyjnych miesięcy w Hiszpanii. Z uśmiechem na twarzy, wyspani i zrelaksowani ruszamy do jednego z najważniejszych zabytków nie tylko miasta, ale całej Hiszpanii. Katedra Świętej Marii znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Widoczna jest z daleka, a jej wieże przyciągają zwrok górując nad miastem. Młody stwierdził, że to MEGAKATEDRA i tak wspaniałej jeszcze nie widział. Budowę rozpoczęto w 1221r, główna fasada zwieńczona jest dwoma gotyckimi wieżami. I ten styl przeważa w architekturze obiektu, jednak ze względu na fakt, że prace przy budowli trwały aż do wieku XVIII, jest tu wiele istotnych elementów renesansowych i barokowych. Wnętrze kryje również muzeum sztuki sakralnej.
Oczywiście katedra, to nie jedyny zabytek w tym mieście. Po drodze z katedry mijamy piękny Łuk Triumfalny będący jedną ze średniowiecznych bram miejskich. Z historią miasta związana jest znana z literatury postać Cyda i to jego pomnik podziwiać można na Paseo del Espolón, a po drodze przysiąść w jednej z licznych kafejek i wypić kortado lub zjeść choćby burgoską kaszankę.
Młody od razu zapowiedział, że kiedyś musimy tu wrócić na dłużej.
Stolica i największe miasto Hiszpanii położone u podnóża Sierra de Guadarrama. Madryt, choć nie jest tak popularnym wśród turystów miejscem jak np. południe kraju, to warte jest zobaczenia. Stolica Hiszpanii pełna jest parków, muzeów i innych atrakcji - park Retiro, muzeum Prado, dworzec Atocha, arena korridy, Gran Via, pomnik Cervantesa, Pałac Królewski, Plaza Mayor i jeszcze trochę udało nam się zobaczyć. Wiele jeszcze zostało, bo kilkanaście godzin w Madrycie to zdecydowanie za mało ...
Tego samego dnia, co i my, przyjechało do Madrytu największe hiszpańskie trafeum tego roku - Puchar Mundialu. Wszystkie uliczki wokół budynku, w którym puchar został zaprzezentowany były oblegane przez kibiców. Niestety nie udało nam się dostać do wnętrza, bo mając wybór - puchar albo reszta atrakcji - wybraliśmy resztę.
Kilkadziesiąt kilomentów od Madrytu znajduje się monumentalny zespół pałacowo - klasztorny. Zbudowany ku czci św. Wawrzyńca zgodnie z złożoną Filipa II przysięgą, że odbuduje zniszczony w bitwie pod St. Quentin malutki kościółek. Zbudowany z szarego granitu, surowy, barokowy budynek jednych rozczarowuje, innych zachwyca. Wszystkich na pewno zaskakuje ogromem, niezliczoną długością korytarzy, ogrodami, fontannami. Duże wrażenie robi również panteon królów i książąt.
Szczególną uwagę trzeba poświęcić bibliotece która zawiera tysiące cennych manuskryptów.
Niezależnie od tego czy zgodnie z miejscową legendą został zbudowany przez diabła czy jak wolą archeolodzy przez Rzymian w okresie panowania cesarza Trajana akwedukt w Segowii to jest coś naprawdę WIELKIEGO.
Bardzo nam przypadł do gustu klimat tego miasta - może to wpływ rzymskich budowli czy wręcz kopii wilczycy, ale czułam się tam podobnie jak w Asyżu. Nacieszywszy oczy i sfotografowawszy ze wszystkich stron główny zabytek miasta poznaliśmy również pozostałe jego atrakcje cudowną katedrą - jedną z ostatnich gotyckich budowli sakralnych w Hiszpanii oraz Alkazar, który z oddali przypominał zamek z bajek Disney'a.
Nie dalismy się skusić na sztandarowe tutejsze danie jakim jest pieczone prosię i poprzestalismy na kawie, lodach i ciastkach.
Kolejne miejsce w pobliżu hiszpańskiej stolicy, które wywarło na nas ogromne wrażenie. Najbardziej charakterystyczną dla miasta atrakcją turysyczną są oczywiście mury obronne Las Murallas.
Szczerze przyznam, że wcześniej nie wiedziałam o istnieniu takiego miasta, jednak dzięki informacjom wyczytanym u Roberta (Milanello80 - dzięki) stwierdziłam, że warto tu się pojawić.
Opróc murów warte odwiedzenia są również inne miejsca jak katedra, bazylika św. Wincentego. Z miastem związana jest postać św. Teresy, której liczne pomniki można spotkać spacerując uliczkami miasta.
Obiwązkowe wręcz jest udanie się na punkt widokowy, który sam w sobie jest godny zobaczenia.
Salamanka leży w centralnej części mesety iberyjskiej otoczonej masywami gór Kantabryjskich, Iberyjskich i Sierra Morena, co ma wielki wpływ na panujące tu pogodę. Do centrum docieramy ok. godz 9 i już wiemy, że upał będzie tu wielki. Miasto wygląda na opustoszałe, nieliczni mieszkańcy wolno zmierzają do swoich obowiązków, większość sklepów jeszcze zamknięta. I turystów też jeszcze niewielu.
Dzięki temu możemy spokojnie podziwiać kolejne napotykane po drodze zabytki. A jest co oglądać. Na piewszym miejscu oczywiście Uniwersytet - najstarsza hiszpańska uczelnia. Fasada budynku zaliczana jest do najpiękniejszych w Hiszpanii. Młodemu nawet udaje się wypatrzyć żabę - która jest nieoficjalnym symbolem miasta obecnym na wielu gadżetach. Podziwiamy dziedziniec z krużgankami, kaplicę, salę wykładową oraz bibliotekę. Kto wie, może nasz młody podróżnik kiedyś przyjedzie tu na studia?
Upał robi się coraz większy na szczęście przed nami kolejne wnętrza - Stara i Nowa Katedra czyli romańskie i gotyckie kościoły ze wspaniałymi ołtarzami, kaplicami, freskami.
Biroąc przykład a tutejszych mieszkańców ogłaszamy sjestę i zasiadamy w jednym z wielu ogródków przy Plaza Mayor. Trzeba posilić się przed dalszym zwiedzaniem przed nami jeszcze Dom Muszli, rzymski most nad rzeką Tormes oraz Dom Lilii czyli muzeum art deco.
Pierwszy nasze spotkanie z Portugalią ma miejsce w mieście od którego wzięła się nazwa państwa. Porto drugie co do wielkości miasto, położone u ujścia rzeki Douro do Atlantyku.
Dzięki temu nie jest tu tak gorąco jak Hiszpanii. Bo o ile nam jeszcze upał nie przeszkadza, to sprzęt fotograficzny zaczyna się buntować.
Wracając do miasta - pierwsze wrażenie było negatywne. Brud, bieda, dziesiątki pustostanów, bezdomni śpiący na ulicach. Mało wakacyjny to widok. Na szczęście później jest tylko lepiej. Śliczne azulejos wszędzie gdzie się człowiek obejrzy, wywołujące ochy i achy sale (zwłaszcza sala arabska) w budynku Giełdy (niestety strasznie pilnują żeby nie robić zdjęć ), kościoły i mosty. Wielkie wrażenie robi widok na okolicę z wysokości 100m z dwupoziomowego mostu Don Luis I projektu belgijskiego inżyniera Teofila Seyriga, ucznia Gustave'a Eiffla. Sam Gustave Eiffel zaprojektował pobliski jednopoziomowy most kolejowy Maria Pia (dziś nieczynny), który służył Seyringowi jako przykład. Pobyt w Porto nie może zakończyć się bez degustacji słynnego tutejszego napoju.
Dużo można powiedzieć dobrego o tym mieście,wiele tu ciekawych, godnych zobaczenia miejsc. Ale jednak to pierwsze wrażenie pozostało. Byliśmy, zobaczyliśmy i chyba tu nie wrócimy.
Miasto znane przede wszystkim z najstarszego w Portugalii uniwersytetu, którego studenci do dnia dzisiejszego noszą togi. Niestety w lipcu możemy zobaczyć to tylko na zdjęciach w witrynach zakładów fotograicznych.
Miasto sprawia wrażenie wyludnionego, ale może to wpływ wczesnej godziny, a może wysokich temperatur, które nas nie opuszczają. My dajemy sobie radę chłodząc się w mijanych kafejkach granitami o najróźniejszych smakach. Jednak sprzęt foto powoli zaczyna odmawiać posłuszeństwa
Na szczęście udaje nam się jeszcze robić zdjęcia, ale tylko na zewnątrz :( a szkoda bo w klasztorze św. Krzyża podziwiać można piękne manuelińskie sklepienia i krużganki.
Przechodząc przez XII -wieczną bramę miejską docieramy do starej Katedry - romańskiej świątyni - twierdzy, a następnie wędrując wciąż pod górę podziwiamy Nową Katedrę.
Convento de Santa Maria da Vitória zwany często Klasztorem w Batalha to jeden najwspanialszych przykładów architektury i sztuki gotyku w Portugalii.
To miejsce, które trzeba zobaczyć będąc w Portugalii i najlepiej nie zwlekać, bo przebiegająca kilkadziesiąt metrów od wejścia do klasztoru droga, a dokładnie panujący na niej dość intensywny ruch nie pozostają bez szkody dla tego cudownego miejsca. A niewiele jest innych miejsc gdzie podziwiać można takie połączenie gotyku i stylu manuelińskiego.
Na wizytę tu mamy dużo czasu, a obsługa obiektu chyba jeszcze więcej, bo mimo że już powinna być czynna kasa, to niestety jest inaczej. Wstęp do kościoła jest darmowy, jednak dalej do krużganków trzeba mieć bilet. Naprawdę warto wydać te kilka euro. W kapitularzu mieści się Grób Nieznanego Żołnierza, upamiętniający poległych podczas I wojny św.
Na koniec odwiedzamy Niedokończone Kaplice, których budowy nieskończono z przyczyn dziś nieznanych.
Nazare - niewielkie miasteczko położone przy pięknej szerokiej plaży. Można odnieść wrażenie, składa się z dwóch części. Jedna na dole nad zatoką przy plaży, druga 100 m wyżej na skarpie. Kiedyś ta część na górze była wioską Sitio, do której dotarcie stonowiło nie lada wspinaczkę. Obecnie obie części łączy kolejka, a raczej winda linowa.
Korzystając z przepięknej pogody nieco czasu spędziliśmy na plaży - opalając się i mocząc nogi podczas przybrzeżnych spacerów. Jednak żebyśmy w pełni poznali uroki kąpieli, jedna z fal powaliła nas swoją siłą i możemy mówić że pływaliśmy w oceanie :)
W pełni zrelaksowani i wypoczęci wybraliśmy się do górnej części - coś zjeść, zobaczyć kościół i śliczną kapliczkę całą wyłożoną azulejos. Postawiona w miejscu, gdzie Matka Boska uratowała przez upadkiem w przepaść pewnego szlachcica galopującego za jeleniem.
Jeszcze jedną ciekawostką tego miasteczka są żony rybaków - panie w kolorowych spódnicach założónych jedna na drugą zajmujące się sprzedażą orzeszków, migdałów, suszonych owoców.
To był chyba najbardziej urlopowy dzień w czasie całej podróży.
No i dotarliśmy. Choć niewiele brakowało i nic by z tego nie wyszło. Przez kilka wcześniejszych dni droga prowadząca na przylądek była zamknięta dla ruchu z powodu szalejących pożarów. Jednak tego dnia kiedy my tam się wybieraliśmy ruch został wznowiony i udało się. Młody był szczęśliwy :)
Kolejna europejska stolica zdobyta:)
Na początek Belem i wszystkie tamtejsze atrakcje - Wieża Belem - jedyna zachowana budowla w całości w stylu manuelińskim pełniła też rolę więzienia, osadzony był tam również Józef Bem. Pomnik Odkrywców - najbardziej charakterystyczny symbol Lizbony upamiętniający wszystkich którzy przyczynili się do Wielkich Odkryć, klasztor Hieronimitów z grobem Vasco da Gamy oraz pomnik samolotu Santa Cruz, na którym argentyńscy piloci w 1922 roku - jako pierwsi przelecieli trasę Lizbona - Rio de Janeiro. Z oddali podziwiamy most 25 kwietnia i górującą nad miastem figurę Chrystusa.
Portugalia żegna nas upałami, których nie było tu od 10 lat, dlatego też biorąc przykład z mieszkańców robimy sobie przerwę i zasiadamy w małej, przytulnej knajpce na kawę i lody.
Ochłodzeni ruszamy dalej - katedra, kościół św. Antoniego, winda Santa Justa, Praca de Comercio, Rua Augusta. Szokujące wrażenie robi zniszczony przez trzęsienie ziemi i nieodbudowany Largo do Carmo.
Przed wyjazdem z Lizbony robimy zakupy w malym sklepiku i przeżywamy chwilę grozy kiedy zobaczyliśmy rachunek nabity na kasę. Jeszcze bardziej zdziwiona była sprzedawczyni widząc nasze miny. Na szczęście okazało się, że kasa nie wyświetlała przecinka i w rzeczywistości mieliśmy zapłacić jedynie 3,68 Euro.
Hiszpania tym razem wita nas slońcem i temperaturami tak wysokimi, że wszystkie media wiadomości rozpoczynają właśnie od tej informacji. Tego dnia w Sewilli było 47,5 stopnia i niektórzy patrzyli na nas jak na szaleńców, którzy chcą coś zwiedzać.
A w Sewilli jest przecież, co oglądać i nic nam nie mogło w tym przeszkodzić Alkazar i katedra NMP z Giraldiną, arena walk byków z muzeum corridy, ratusz itp.
Jednak upał trochę nam dokuczył i nie wszędzie udało nam się dotrzeć. Więc tu na pewno wrócimy na dłużej. W jakimś chłodniejszym czasie :)
"Zniszczyliście coś, co było jedyne w swoim rodzaju i postawiliście coś, co można zobaczyć wszędzie" powiedział Karol V gdy zobaczył katedrę wewnątrz meczetu.
Jednak Mezquita jest jednym z najwspanialszych dzieł architektury islamu na świcie i po prostu trzeba ją zobaczyć. Podobnie jak inne tutejsze atrakcje jak choćby synagoga, 16 łukowy most rzymski, najstarszy kościół.
Spacerując wąskimi uliczkami trafiamy jeszcze do muzeum rycerstwa hiszpańskiego oraz do mini - muzeum najmniejszych malowideł wykonanych na ludzkim włosie czy łebku od szpilki.
"Kto nie widział Grenady, ten niczego nie widział" mówi przysłowie hiszpańskie. My jednak widząc Granadę, nie zobaczyliśmy wszystkiego.
Oczywiście po raz kolejny usłyszeliśmy, że takiej temperatury dawno tu nie było (podobno od 1997 r.), ale my już tego nie odczuwamy chyba się przyzwyczailiśmy.
Najwięcej czasu spędzamy w Alhambrze i w ogrodach Generalife. Niestety tutaj to, co NAJ czyli dziedziniec lwów jest w remoncie. Ale chyba mamy szczęście - trzy godziny przed naszym przyjazdem 9 lwów wraca z renowacji i zostaje udostępnionych do oglądania w pomieszczeniu przy dziedzińcu.
Wieczorem oglądamy w lokalnej TV relację i mamy wrażenie, że jest to wydarzenie wagi państwowej.
Przez prawie dwa tygodnie podziwiamy piękno architektury sprzed wieków, tym razem poznawanie miasta zaczynamy od kroku w przyszłość.
Miasteczko Sztuki i Nauki zaprojektowane przez Santiago Calatravę nie pozwala by przejść obojętnie. Futurystyczne kształty budynków i znajdujące się wewnątrz atrakcje powodują że miasteczko można traktować jako miasto w mieście i spędzić tu nawet cały dzień. Dodatkowe zdumienie wywołuje zestawienie niespotykanej nowoczesności z figurami prezentowanych akurat dinozaurów.
Oczarowani nowoczesności podziwiamy też stare miasto, a przede wszystkim katedrę z pięknymi wykonanymi z alabastru oknami i kościół z figurą Matki Boskiej, budynek giełdy jedwabiu.
O tym mieście napisano już chyba wszystko, więc nie będę się powtarzać. Spędziliśmy tu tylko jeden dzień, a to zdecydowanie za mało. Jednak jak na tak krótki czas i tak zobaczyliśmy wiele, a przy okazji dowiedzieliśmy się, że przyjazd do Barcelony i zobaczenie Sagrady Familii było najdłużej niezrealizowanym marzeniem Młodego.
Wszystko, co fajne niestety musi się skończyć. Miasto znane z budynku z jajkami na dachu było ostatnim punktem naszej trasy. Miasteczko wita nas w niedzielny poranek pustymi uliczkami, które z czasem zapełnia tłum turystów. Okazuje się, że Teatr - Muzeum to nie jedyna tutejsza atrakcja, warto zobaczyć choćby sąsiadujący z muzeum kościół czy muzeum zabawek :)
Spokojny spacer, ostatnie kortado, ciastko, lody i zostało nam tylko 2000 km do domu.
A jako, że do niektórych trafia się najlepiej przez żołądek, to na koniec coś pysznego :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Przejrzałam część dotyczącą Portugalii, bo to teraz pozostaje w kręgu moich zainteresowań. Bardzo mi się podobało. Klasztor w Batalha dopisałam do listy, niesamowicie wygląda. Dzięki :)
-
co do Porto to trudno mi się zgodzić...wybrzeże Ribeira widziane z mostu St. Luis za dnia i nocą to jeden z piękniejszych widoków w Europie
-
Widze, ze to tak mocno w pigulce bylo, ile czasu przeznaczyliscie na Porto, czy tak jak na Barcelone 1 dzien ? jesli tak to na pewno nie mogliscie poczuc klimatu tego miasta ;(((
-
Tak mie się wydaje, że zdjęcia już oglądałem, ale z relacją sie dopiero teraz zapoznałem... Dzięki za przypomnienie :-))
-
Bardzo ciekawa relacja. Znakomity wybór miejsc, interesujące opisy i fotki :-) Ode mnie plus niejako podwójny - za potężny ładunek architektury i sztuki :-)
-
Dużo cudownych fotek cudownych miejsc. Dobrze, że tu wróciłam.
-
...jeszcze wrócę!
-
Mam kilka ulubionych miejsc które widziałem. Hiszpania i Portugalia zdecydowanie do nich należą. Z wielką frajdą przejechałem z Wami po miejscach które znałem i nie. Podziwiam wytrwałość, bo podróż bardzo wyczerpująca i długa. Ale sądząc po zdjęciach i po opisie, warto było. :)
Pozdrawiam, bARtek -
obejrzałam część zdjęć, poczytałam wspomnienia ale jeszcze tu wrócę, by nacieszyć się widokami.No i smakołykami też. Plusowanie też zostawiam na jutro. A młody w jakim wieku?
-
Ja przebrnąłem i to z przyjemnością. Jestem pod wrażeniem Twojej wyprawy, kawał półwyspu Iberyjskiego przejechałaś, wiele ciekawych miejsc odwiedziłaś. trochę szkoda, że mało takich wewnętrznych odczuć i sądów , wrażeń z odwiedzanych miejsc, zechciałaś nam ujawnić. Ciekawym jestem również porównania, swoistej analizy porównawczej między Hiszpanią, a Portugalią.
Niemniej plus zasłużony.
pozdrawiam -
zapraszam gorąco! Trochę się tego uzbierało, ale może komuś uda się przez to przejść.
-
oooooo...... będzie :) Moje ulubione miejsca. Niebawem wrócę.
-
trochę tego jest :)
P.S. Mam tylko jedno zastrzeżenie - a mianowicie brak tytułów czy też podpisów pod zdjęciami. Czasami trzeba się domyślać co jest na zdjęciu.